Mamy Nowy Rok, Więc podejrzewam, że jak większość ludzi ja również 3 dni temu upojona wielobarwnymi fajerwerkami i szampanem, z nadzieją w sercu zrobiłam listę noworocznych postanowień. Jak sobie teraz o niej na trzeźwo myślę, to zauważam, że jest ona łudząco podobna do moich list z poprzednich lat.
A zaczyna się miej więcej tak: Sylwestra w przyszłym roku spędzę w jakimś cudownym miejscu - noo a na pewno w innym niż tegorocznego, wezmę się pełną parą za naukę języka, zmienię pracę, w ciągu roku zrobię sobie przynajmniej jeden wymarzony urlop w ukochanych górach i pojadę na co najmniej jedną wycieczkę zagraniczną - chyba zarabiam to mnie stać??? Będę bardziej dbać o zdrowie, będę więcej ćwiczyć, w tym roku spotkam księciunia z mojej bajki, będę pracować nad swoim charakterem itp itd. Przecież jak teraz patrzę na to co właśnie zapisałam to brzmi to bardziej nierealnie niż jakbym teraz czyli w wieku 30 lat napisała list do Świętego Mikołaja i z wiarą przykleiła go na szybę.
Skoro to taki banał, taki stek bzdur, po co to robię? Przecież w sumie to nie pamiętam, żeby udało mi się kiedykolwiek zdjąć coś z tej listy;) Ale jednak spoglądając w rozświetlone fajerwerkami niebo robię to dalej, i czuję się wtedy jakbym "zaklinała rzeczywistość", jakbym sama sobie dawała moc, to jest przecież tylko taka niewinna dobra wróżba na Nowy Rok. Mało tego, przekonana całkowicie o niedorzeczności tego zjawiska, zamierzam uparcie powtarzać je co roku:) Hmm, ale ponieważ jestem ambitna, a przynajmniej naszpikowane psychologiczną literaturą, własny umysł każe mi mimo wszystko poszukiwać logiki. Czyli jest coś czego nie zaprzestanę, ale jednocześnie uważam, że to bez sensu i co roku pod koniec lutego jestem bardzo rozczarowana, że stało się jak zwykle - czyli nic , nie realizuje żadnego z postanowień..
A zaczyna się miej więcej tak: Sylwestra w przyszłym roku spędzę w jakimś cudownym miejscu - noo a na pewno w innym niż tegorocznego, wezmę się pełną parą za naukę języka, zmienię pracę, w ciągu roku zrobię sobie przynajmniej jeden wymarzony urlop w ukochanych górach i pojadę na co najmniej jedną wycieczkę zagraniczną - chyba zarabiam to mnie stać??? Będę bardziej dbać o zdrowie, będę więcej ćwiczyć, w tym roku spotkam księciunia z mojej bajki, będę pracować nad swoim charakterem itp itd. Przecież jak teraz patrzę na to co właśnie zapisałam to brzmi to bardziej nierealnie niż jakbym teraz czyli w wieku 30 lat napisała list do Świętego Mikołaja i z wiarą przykleiła go na szybę.
Skoro to taki banał, taki stek bzdur, po co to robię? Przecież w sumie to nie pamiętam, żeby udało mi się kiedykolwiek zdjąć coś z tej listy;) Ale jednak spoglądając w rozświetlone fajerwerkami niebo robię to dalej, i czuję się wtedy jakbym "zaklinała rzeczywistość", jakbym sama sobie dawała moc, to jest przecież tylko taka niewinna dobra wróżba na Nowy Rok. Mało tego, przekonana całkowicie o niedorzeczności tego zjawiska, zamierzam uparcie powtarzać je co roku:) Hmm, ale ponieważ jestem ambitna, a przynajmniej naszpikowane psychologiczną literaturą, własny umysł każe mi mimo wszystko poszukiwać logiki. Czyli jest coś czego nie zaprzestanę, ale jednocześnie uważam, że to bez sensu i co roku pod koniec lutego jestem bardzo rozczarowana, że stało się jak zwykle - czyli nic , nie realizuje żadnego z postanowień..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz