Emma Morley i Dexter Mayhew poznają się na imprezie szkolnej, ostatniej – bo właśnie oboje skończyli studia i odebrali dyplomy. Spędzają ze sobą noc rozmawiając o życiu. Są zupełnie różni – Ona skromna, wrażliwa, ambitna idealistka, ładna ale zaniedbana dziewczyna z prowincji. On – rozpieszczony syn bogatych rodziców, przystojny, otoczony kobietami, dowcipny, jest duszą towarzystwa. Emma – pragnie odnaleźć szczęście, pisać sztuki, wierzy, że może uczynić świat lepszym – a bynajmniej nie wierzy, że świat jest zły.
Dexter chce odnieść życiowy sukces, i choć w tej
chwili nie ma jeszcze na to żadnego pomysłu, czując się w pełni „dzieckiem
szczęścia” jest przekonany, że to mu się uda. Tamtego pamiętnego ranka – w
piątek 15 lipca 1988 roku, On – myśli tylko o tym jak wybrnąć z niezręcznej
sytuacji i zwiać, natomiast w Niej zaczyna kiełkować dziwne uczucie..
Dopiero dorosłość rozczarowuje, przygniata i rozwiewa złudzenia Emmy, która najpierw pracuje w podrzędnym barze nie mogąc przebić się ze swoimi marzeniami w wielkim mieście. Po uzupełnieniu wykształcenia i własną ciężką pracą udaje jej się zdobyć posadę nauczycielki w jednym z podmiejskich szkół i wynająć skromne mieszkanie. W życiu osobistym wciąż niespełniona, jest jedynie przyjaciółką, powierniczką w trudnych chwilach mężczyzny, który kompletnie ignoruje ją jako kobietę, i nie odwzajemnia jej uczuć. Co prawda udaje jej się stworzyć w miarę spokojny związek, ale w końcu wszystko i tak pryska jak bańka mydlana. Zawsze w tle jest Dexter. Kolejnym mężczyzną na drodze Emmy jest jej przełożony, dyrektor szkoły - niestety tu może liczyć jedynie na romans i również kończy tą znajomość. W międzyczasie Dexter po powrocie ze swoich wojaży po świecie, z których przesyła Emmie liczne pocztówki, i wymienia żarliwą korespondencje, osiada w Londynie. Tu szybko zaczyna się jego błyskotliwa kariera w telewizji. Pieniądze, luksus, imprezy, zmieniane jak rękawiczki partnerki oraz alkohol i narkotyki przerastają Dextera, i kończą jego paroletnia przygodę z telewizją. Odwracają się od niego wszyscy przyjaciele z branży, pozostaje tylko Emma...
Dopiero dorosłość rozczarowuje, przygniata i rozwiewa złudzenia Emmy, która najpierw pracuje w podrzędnym barze nie mogąc przebić się ze swoimi marzeniami w wielkim mieście. Po uzupełnieniu wykształcenia i własną ciężką pracą udaje jej się zdobyć posadę nauczycielki w jednym z podmiejskich szkół i wynająć skromne mieszkanie. W życiu osobistym wciąż niespełniona, jest jedynie przyjaciółką, powierniczką w trudnych chwilach mężczyzny, który kompletnie ignoruje ją jako kobietę, i nie odwzajemnia jej uczuć. Co prawda udaje jej się stworzyć w miarę spokojny związek, ale w końcu wszystko i tak pryska jak bańka mydlana. Zawsze w tle jest Dexter. Kolejnym mężczyzną na drodze Emmy jest jej przełożony, dyrektor szkoły - niestety tu może liczyć jedynie na romans i również kończy tą znajomość. W międzyczasie Dexter po powrocie ze swoich wojaży po świecie, z których przesyła Emmie liczne pocztówki, i wymienia żarliwą korespondencje, osiada w Londynie. Tu szybko zaczyna się jego błyskotliwa kariera w telewizji. Pieniądze, luksus, imprezy, zmieniane jak rękawiczki partnerki oraz alkohol i narkotyki przerastają Dextera, i kończą jego paroletnia przygodę z telewizją. Odwracają się od niego wszyscy przyjaciele z branży, pozostaje tylko Emma...
Na kompozycję fabuły składają się liczne dialogi, oraz sytuacyjne przemyślenia głównych bohaterów. Te dialogi, choć proste i często wyrażające skróty myślowe, pozwalają nam jednak wejść głęboko w osobowości Emmy i Dextera.
Nieprzypadkowy jest również czas narracji. Naszych
bohaterów w kolejnych rozdziałach spotykamy zawsze tego samego dnia, 15
lipca każdego następnego roku w Dzień Świętego Swithina – bo wtedy się poznali,
i tak naprawdę wydarzył się cud – cud dnia codziennego: drogi dwojga zupełnie
różnych ludzi splatają się ze sobą na kolejnych 20 lat, czy jest to przypadek?
Autor buduje napięcie osadzone w czasoprzestrzeni
liniowo, bo jesteśmy z bohaterami co roku tego samego dnia od 15 lipca 1988 do
15 lipca 2007 licząc. Obserwujemy jak się rozwijają – jak balansują na cienkiej
linii życia, to odpychając to przyciągając się wzajemnie. A jednocześnie czas
płynie również po kole, jakby go nie było: „Nowy Dzień” - pierwszy
wspólny dzień trwa nieprzerwanie – na początku książki mamy długi piątkowy
poranek 15 lipca, ale dopiero pod jej koniec, kiedy Dex przegląda rzeczy Emmy,
znajduje wspólną fotografię - i z jego wspomnień dowiadujemy się co robili
przez ten cały dzień 15 lipca 1988 roku. Dexter wciąż nie może zapomnieć tego dnia,
dlatego w trzecią rocznicę, w sentymentalną podróż po „tamtym dniu” zabiera
córkę Jasminne. Pokazuje jej mieszkanie, w którym Emma mieszkała gdy jeszcze
studiowali na Uniwersytecie – wpatrują się w okno małego pokoiku. Razem
wdrapują się na stok, na którym wtedy odpoczywał z Emmą – dzień był równie upalny
jak teraz, Dex przymyka oczy ze zmęczenia i znów jest piątek 15 lipca
1988…”Teraz” to on goni Emmę, a ona mu ucieka. Przez wiele lat było dokładnie
na odwrót. „Teraz” nic się nie liczy dla Dextera, ani dobrze prosperujący i
stabilny biznes, i wierna oddana partnerka, czy śliczna zdrowa córka.
Najważniejsza jest Emma - której już nie ma.
Zawsze gonimy za tym czego akurat mieć nie możemy? Czy
po prostu w życiu nie można naprawdę mieć wszystkiego? Czy w ogóle cokolwiek
zależy od nas?
"Jeden dzień" to historia, która mnie
poruszyła do głębi, w swej prostocie przedzierająca się do samego środka duszy
– bo mimo, że fikcyjna jest prawie uniwersalna. Każdy choć przez chwile był
Emmą, Dexterem, Ianem. Dlatego czytając, tą książkę, jak pionki na planszy
przesuwałam wydarzenia, próbując sobie wyobrazić co by było gdyby…co byłoby z
Dexterem gdyby nie poznał Emmy, i co byłoby z Emmą gdyby nie poznała Dextera.
Przecież to tego feralnego dnia była umówiona właśnie z nim, i z nim na
spotkanie jechała…w deszczu…Przypadek?
Książka mimo na pierwszy rzut banalnej, przeciętnej
fabuły, jest niezwykle prawdziwa i poruszająca. Opowiada o kruchości życia, o
przemijaniu, o największej naszej miłości jaką jest to życie, którym gardzimy w
chwili gdy trwa - by zaraz zatęsknić za tą chwilą co minęła. To chyba jest
miłość skoro tak bardzo tęsknimy za każdym dniem, miesiącem, rokiem, który
minął, a zdjęcie radosnych chwil z przed 20 lat wywołuje łzę w oku – bo czasu
nie da się cofnąć…
Jakże wiec jesteśmy przewrotni w swojej ułomnej naturze.
Tak bardzo się boimy tego przemijania, że strach zaślepia nas na możliwości,
które otwierają się przed nami – "tu i teraz". Tracimy z oczu ludzi,
możliwości. Czy w takim postępowaniu jest jakiś boski plan, bo lepiej iść prze
życie we śnie, bo może ktoś nas prowadzi, w końcu nie wiemy co by było,
gdybyśmy poszli inną drogą, tą niby „oświeconą”, czy byłaby ona lepsza? I
dlaczego w ogóle tyle w nas rozterek, sprzecznych uczuć, tyle sentymentalizmów…
A gdzie ja – autorka tej recenzji, byłam 15
lat temu? Zaczynałam szkołę średnią. Pamiętam ciepły wrześniowy dzień. Jest
godzina ok. 14h, sprzątamy piwnice w budynku biblioteki w ramach praktyk. Na
spróchniałych półkach stoją zepsute skrzynki i przedmioty tak stare i zakurzone,
że nie wiadomo właściwie czym są – lub czym były kiedyś. Wszędzie pełno
wilgoci, w powietrzu unosi się zapach stęchlizny, na podłodze spore kałuże
wody. Przez małe okienko wpadają leniwe promienne jesiennego słońca i mieszają
się z przytłumionym, sinym światłem brudnej żarówki. Przypominam sobie siebie -
nieszczęśliwą, znudzoną, wkurzoną, bo właśnie pobrudziłam nowe buty i w dodatku
nie mam faceta – był to mój jedyny życiowy problem. Od iluś lat prześladuje
mnie ten wrześniowy dzień, zawsze tak bardzo chciałam tam wrócić, bo może wtedy
mogłabym zacząć od początku, i nie popełnić tych wszystkich błędów przez te
lata. A jednak znowu popełniam błąd, kolejny – uciekam w przeszłość, zamiast walczyć na
froncie teraźniejszości. Ale cieszę się niezmiernie, że od czterech miesięcy
ten akurat błąd popełniam o wiele rzadziej…
Emmy już nie ma, odeszła z historii Dextera w ciągu
paru sekund, nieświadoma swojej własnej ulotności. Przechodzi mnie dreszcz
kiedy o tym myślę – w dniu kiedy przeczytałam pierwsza kartkę tej książki,
zalewałam się łzami, leżąc w szpitalu onkologicznym z naprawdę fatalnym
wyrokiem. Za dwa dni było po wszystkim. Pomyłka. Wszyscy się mylili (prócz
jednej osoby), najszczęśliwsza w moim życiu pomyłka. Życie z tą chorobą wymaga
cholernej odwagi, której ja nawet nie mam. Ale paradoksalnie to jest właściwa
perspektywa - bo tylko z perspektywy śmierci szczerze doceniamy
życie. Nagle wszystko staje się jasne, proste, i nagle potrafimy oddzielić
sprawy ważne od błahostek. Przez pól książki byłam Emmą, wtedy w szpitalu przez
chwile byłam Dexterem, i całkowicie go rozumiem – musiał stracić Emmę by ją
docenić. Chociaż tego samego dnia rano miał przecież dosyć jej
marudzenia.
Dlatego dla mnie ta banalna z pozoru historia ma
drugie dno. Nie jest to tylko historią wielkiej i skompilowanej miłości dwojga
ludzi. To historia życia każdego przeciętnego człowieka, doskonale obnażająca
wszystkie ludzkie słabości.
Na zakończenie fragment książki:
„Potrafili się dobrze bawić, chociaż zupełnie
inaczej niż kiedyś. Tęsknota, pasja, pragnienie zostały zastąpione przez
stateczną przyjemność i satysfakcję, przeplatając się od czasu do czasu z
irytacją, i była to bardzo korzystna zmiana. I chociaż były w życiu Emmy
momenty, kiedy bywała bardziej podekscytowana, to jeszcze nigdy nie zaznała
takiej stałości.
Chwilami brakował jej intensywności – nie tylko z ich
romansu, ale także tej z początków przyjaźni. Wspominała, jak pisała po nocach
szalone, dziesięciostronicowe, pełne pasji listy, pełne żle skrywanych
podtekstów, wykrzykników i podkreśleń. Przez jakiś czas pisała również
codzienne pocztówki, a wszystko to oprócz godzinnych wieczornych rozmów. Ta noc
w mieszkaniu w Dalston, kiedy rozmawiali i słuchali płyt do białego rana, albo
w domu jego rodziców, gdy pływali w rzece, w Nowy Rok, albo to popołudnie gdy
pili absynt w sekretnym barze w Chinatown. Wszystkie te chwile i wiele więcej
zapisane były na kartkach notatników i listów, zapamiętane na niezliczonych
zdjęciach. Mieli taki okres, na początku lat dziewięćdziesiątych, że nie mogli
przejść obok budki fotograficznej bez wizyty w środku, nie potrafili jeszcze
przyjąć swojej obecności jako czegoś oczywistego.
Ale żeby tak na kogoś patrzeć, po prostu siedzieć,
patrzeć i rozmawiać i nagle zorientować się, ze to już rano? Kto teraz jeszcze
miał czas i chęć, żeby przegadać całą noc? O czy mieliby rozmawiać? O cenach
nieruchomości? Kiedyś z niecierpliwością oczekiwała na nocne telefony. Teraz
dzwoniący w nocy telefon to wróżba wypadku. I czy naprawdę potrzebowali więcej
zdjęć, gdy tak dobrze znali swoje twarze i mieli pełne pudła fotografii z
ostatnich dwudziestu lat? Kto teraz jeszcze pisze długie listy i czy to
wszystko naprawdę jest aż tak ważne?...”
Autor - David Nicholls
Wydawnictwo - Świat Książki
Tłumaczenie - Małgorzata Miłosz
Rok wydania - 2011
Ilość stron - 448
Oprawa - miękka
Oprawa - miękka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz