piątek, 14 lutego 2014

"Jeden dzień" David Nicholls


Emma Morley i Dexter Mayhew poznają się na imprezie szkolnej, ostatniej – bo właśnie oboje skończyli studia i odebrali dyplomy. Spędzają ze sobą noc rozmawiając o życiu. Są zupełnie różni – Ona skromna, wrażliwa, ambitna idealistka, ładna ale zaniedbana dziewczyna z prowincji. On – rozpieszczony syn bogatych rodziców, przystojny, otoczony kobietami, dowcipny, jest duszą towarzystwa. Emma – pragnie odnaleźć szczęście, pisać sztuki, wierzy, że może uczynić świat lepszym – a bynajmniej nie wierzy, że świat jest zły.
Dexter chce odnieść życiowy sukces, i choć w tej chwili nie ma jeszcze na to żadnego pomysłu, czując się w pełni „dzieckiem szczęścia” jest przekonany, że to mu się uda. Tamtego pamiętnego ranka – w piątek 15 lipca 1988 roku, On – myśli tylko o tym jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji i zwiać, natomiast w Niej zaczyna kiełkować dziwne uczucie.. 
Dopiero dorosłość rozczarowuje, przygniata i rozwiewa złudzenia Emmy, która najpierw pracuje w podrzędnym barze nie mogąc przebić się ze swoimi marzeniami w wielkim mieście. Po uzupełnieniu wykształcenia i własną ciężką pracą udaje jej się zdobyć posadę nauczycielki w jednym z podmiejskich szkół i wynająć skromne mieszkanie. W życiu osobistym wciąż niespełniona, jest jedynie przyjaciółką, powierniczką w trudnych chwilach mężczyzny, który kompletnie ignoruje ją jako kobietę, i nie odwzajemnia jej uczuć. Co prawda udaje jej się stworzyć w miarę spokojny związek, ale w końcu wszystko i tak pryska jak bańka mydlana. Zawsze w tle jest Dexter. Kolejnym mężczyzną na drodze Emmy jest jej przełożony, dyrektor szkoły - niestety tu może liczyć jedynie na romans i również kończy tą znajomość. W międzyczasie Dexter po powrocie ze swoich wojaży po świecie, z których przesyła Emmie liczne pocztówki, i wymienia żarliwą korespondencje, osiada w Londynie. Tu szybko zaczyna się jego błyskotliwa kariera w telewizji. Pieniądze, luksus, imprezy, zmieniane jak rękawiczki partnerki oraz alkohol i narkotyki przerastają Dextera, i kończą jego paroletnia przygodę z telewizją. Odwracają się od niego wszyscy przyjaciele z branży, pozostaje tylko Emma...

Na kompozycję fabuły składają się liczne dialogi, oraz sytuacyjne przemyślenia głównych bohaterów. Te dialogi, choć proste i  często wyrażające skróty myślowe, pozwalają nam jednak wejść głęboko w osobowości Emmy i Dextera.
Nieprzypadkowy jest również czas narracji. Naszych bohaterów w kolejnych rozdziałach spotykamy zawsze tego samego dnia, 15 lipca każdego następnego roku w Dzień Świętego Swithina – bo wtedy się poznali, i tak naprawdę wydarzył się cud – cud dnia codziennego: drogi dwojga zupełnie różnych ludzi splatają się ze sobą na kolejnych 20 lat, czy jest to przypadek?
Autor buduje napięcie osadzone w czasoprzestrzeni liniowo, bo jesteśmy z bohaterami co roku tego samego dnia od 15 lipca 1988 do 15 lipca 2007 licząc. Obserwujemy jak się rozwijają – jak balansują na cienkiej linii życia, to odpychając to przyciągając się wzajemnie. A jednocześnie czas płynie również po kole, jakby go nie było: „Nowy Dzień” -  pierwszy wspólny dzień trwa nieprzerwanie – na początku książki mamy długi piątkowy poranek 15 lipca, ale dopiero pod jej koniec, kiedy Dex przegląda rzeczy Emmy, znajduje wspólną fotografię - i z jego wspomnień dowiadujemy się co robili przez ten cały dzień 15 lipca 1988 roku. Dexter wciąż nie może zapomnieć tego dnia, dlatego w trzecią rocznicę, w sentymentalną podróż po „tamtym dniu” zabiera córkę Jasminne. Pokazuje jej mieszkanie, w którym Emma mieszkała gdy jeszcze studiowali na Uniwersytecie –  wpatrują się w okno małego pokoiku. Razem wdrapują się na stok, na którym wtedy odpoczywał z Emmą – dzień był równie upalny jak teraz, Dex przymyka oczy ze zmęczenia i znów jest piątek 15 lipca 1988…”Teraz” to on goni Emmę, a ona mu ucieka. Przez wiele lat było dokładnie na odwrót. „Teraz” nic się nie liczy dla Dextera, ani dobrze prosperujący i stabilny biznes, i wierna oddana partnerka, czy śliczna zdrowa córka. Najważniejsza jest Emma - której już nie ma.
Zawsze gonimy za tym czego akurat mieć nie możemy? Czy po prostu w życiu nie można naprawdę mieć wszystkiego? Czy w ogóle cokolwiek zależy od nas?

"Jeden dzień" to historia, która mnie poruszyła do głębi, w swej prostocie przedzierająca się do samego środka duszy – bo mimo, że fikcyjna jest prawie uniwersalna. Każdy choć przez chwile był Emmą, Dexterem, Ianem. Dlatego czytając, tą książkę, jak pionki na planszy przesuwałam wydarzenia, próbując sobie wyobrazić co by było gdyby…co byłoby z Dexterem gdyby nie poznał Emmy, i co byłoby z Emmą gdyby nie poznała Dextera. Przecież to tego feralnego dnia była umówiona właśnie z nim, i z nim na spotkanie jechała…w deszczu…Przypadek?

Książka mimo na pierwszy rzut banalnej, przeciętnej fabuły, jest niezwykle prawdziwa i poruszająca. Opowiada o kruchości życia, o przemijaniu, o największej naszej miłości jaką jest to życie, którym gardzimy w chwili gdy trwa - by zaraz zatęsknić za tą chwilą co minęła. To chyba jest miłość skoro tak bardzo tęsknimy za każdym dniem, miesiącem, rokiem, który minął, a zdjęcie radosnych chwil z przed 20 lat wywołuje łzę w oku – bo czasu nie da się cofnąć…
Jakże wiec jesteśmy przewrotni w swojej ułomnej naturze. Tak bardzo się boimy tego przemijania, że strach zaślepia nas na możliwości, które otwierają się przed nami – "tu i teraz". Tracimy z oczu ludzi, możliwości. Czy w takim postępowaniu jest jakiś boski plan, bo lepiej iść prze życie we śnie, bo może ktoś nas prowadzi, w końcu nie wiemy co by było, gdybyśmy poszli inną drogą, tą niby „oświeconą”, czy byłaby ona lepsza? I dlaczego w ogóle tyle w nas rozterek, sprzecznych uczuć, tyle sentymentalizmów…

A gdzie ja – autorka tej recenzji, byłam 15 lat temu? Zaczynałam szkołę średnią. Pamiętam ciepły wrześniowy dzień. Jest godzina ok. 14h, sprzątamy piwnice w budynku biblioteki w ramach praktyk. Na spróchniałych półkach stoją zepsute skrzynki i przedmioty tak stare i zakurzone, że nie wiadomo właściwie czym są – lub czym były kiedyś. Wszędzie pełno wilgoci, w powietrzu unosi się zapach stęchlizny, na podłodze spore kałuże wody. Przez małe okienko wpadają leniwe promienne jesiennego słońca i mieszają się z przytłumionym, sinym światłem brudnej żarówki. Przypominam sobie siebie - nieszczęśliwą, znudzoną, wkurzoną, bo właśnie pobrudziłam nowe buty i w dodatku nie mam faceta – był to mój jedyny życiowy problem. Od iluś lat prześladuje mnie ten wrześniowy dzień, zawsze tak bardzo chciałam tam wrócić, bo może wtedy mogłabym zacząć od początku, i nie popełnić tych wszystkich błędów przez te lata. A jednak  znowu popełniam błąd, kolejny – uciekam w przeszłość, zamiast walczyć na froncie teraźniejszości. Ale cieszę się niezmiernie, że od czterech miesięcy ten akurat błąd popełniam o wiele rzadziej…
Emmy już nie ma, odeszła z historii Dextera w ciągu paru sekund, nieświadoma swojej własnej ulotności. Przechodzi mnie dreszcz kiedy o tym myślę – w dniu kiedy przeczytałam pierwsza kartkę tej książki, zalewałam się łzami, leżąc w szpitalu onkologicznym z naprawdę fatalnym wyrokiem. Za dwa dni było po wszystkim. Pomyłka. Wszyscy się mylili (prócz jednej osoby), najszczęśliwsza w moim życiu pomyłka. Życie z tą chorobą wymaga cholernej odwagi, której ja nawet nie mam. Ale paradoksalnie to jest właściwa perspektywa  - bo tylko z  perspektywy śmierci szczerze doceniamy życie. Nagle wszystko staje się jasne, proste, i nagle potrafimy oddzielić sprawy ważne od błahostek. Przez pól książki byłam Emmą, wtedy w szpitalu przez chwile byłam Dexterem, i całkowicie go rozumiem – musiał stracić Emmę by ją docenić. Chociaż tego samego dnia rano miał przecież dosyć jej marudzenia.

Dlatego dla mnie ta banalna z pozoru historia ma drugie dno. Nie jest to tylko historią wielkiej i skompilowanej miłości dwojga ludzi. To historia życia każdego przeciętnego człowieka, doskonale obnażająca wszystkie ludzkie słabości.

Na zakończenie fragment książki:
 „Potrafili się dobrze bawić, chociaż zupełnie inaczej niż kiedyś. Tęsknota, pasja, pragnienie zostały zastąpione przez stateczną przyjemność i satysfakcję, przeplatając się od czasu do czasu z irytacją, i była to bardzo korzystna zmiana. I chociaż były w życiu Emmy momenty, kiedy bywała bardziej podekscytowana, to jeszcze nigdy nie zaznała takiej stałości.
Chwilami brakował jej intensywności – nie tylko z ich romansu, ale także tej z początków przyjaźni. Wspominała, jak pisała po nocach szalone, dziesięciostronicowe, pełne pasji listy, pełne żle skrywanych podtekstów, wykrzykników i podkreśleń. Przez jakiś czas pisała również codzienne pocztówki, a wszystko to oprócz godzinnych wieczornych rozmów. Ta noc w mieszkaniu w Dalston, kiedy rozmawiali i słuchali płyt do białego rana, albo w domu jego rodziców, gdy pływali w rzece, w Nowy Rok, albo to popołudnie gdy pili absynt w sekretnym barze w Chinatown. Wszystkie te chwile i wiele więcej zapisane były na kartkach notatników i listów, zapamiętane na niezliczonych zdjęciach. Mieli taki okres, na początku lat dziewięćdziesiątych, że nie mogli przejść obok budki fotograficznej bez wizyty w środku, nie potrafili jeszcze przyjąć swojej obecności jako czegoś oczywistego.
Ale żeby tak na kogoś patrzeć, po prostu siedzieć, patrzeć i rozmawiać i nagle zorientować się, ze to już rano? Kto teraz jeszcze miał czas i chęć, żeby przegadać całą noc? O czy mieliby rozmawiać? O cenach nieruchomości? Kiedyś z niecierpliwością oczekiwała na nocne telefony. Teraz dzwoniący w nocy telefon to wróżba wypadku. I czy naprawdę potrzebowali więcej zdjęć, gdy tak dobrze znali swoje twarze i mieli pełne pudła fotografii z ostatnich dwudziestu lat? Kto teraz jeszcze pisze długie listy i czy to wszystko naprawdę jest aż tak ważne?...”

Autor - David Nicholls
Wydawnictwo - Świat Książki
Tłumaczenie - Małgorzata Miłosz
Rok wydania - 2011
Ilość stron - 448
 Oprawa - miękka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz