Jak bardzo daleko nam, do tak dobrze znanego z dzieciństwa świata magii, przekonujemy się chyba najdobitniej, gdy zbliża się grudzień. Wtedy magia po prostu człowieka otacza. Wszystkie miejsca, do których właśnie zmierzasz, rozbłyskują się przed tobą kolorowymi światełkami. A kiedy stoisz na przejściu dla pieszych, przed tobą mknie rozgrzana do czerwoności ciężarówka Coca - Coli, i w tle znowu słyszysz: coraz bliżej Święta..., coraz bliżej Święta - choć do Świąt jeszcze trzy tygodnie:)
Przychodzisz do domu, a tam też tak jakoś inaczej,...pachnie cynamonem i te talerze z czekającymi na twoje dekoracje piernikami. Myślisz samo się nie zrobi, zaczynasz lukrować, w radiu Mariah Carey - śpiewa dla Ciebie: All I Want Fot Christmas Is You..zaczynasz wesoło nucić razem z nią i myślisz - tak mogłoby być codziennie... . I to nic, że nawet więcej obowiązków bo sprzątanie, pieczenie, gotowanie i wieniec adwentowy ktoś zrobić musi. Musi, nie musi, oczywiście ja, bardzo chętnie, bo chcę:) Nacięłam sobie gałązek tyle, że ledwie mogę je przytargać, pachną wspaniale, rozkładam się na stole z moimi świątecznymi fizmatentami (tak mawiała moja babcia na drobiazgi, drobiażdżki). Właśnie babcia - to ona piekła najlepsze pierniki, a na kładzionym przez nią na wigilijny stół obrusie nie było ani jednego zagniecenia. To ona pamiętała żeby potraw było dwanaście, nawet jeśli to za dużo, i żeby był ten pusty talerz - dla tego kogoś, kto w taki dzień podziać się gdzie nie ma. Tylko, że u niej takich osób było więcej, i przychodziły nawet dwa - trzy dni przed Wigilią, smakując wszystkiego co tam babcia pichci, bo zapach niósł się nieziemski po całej okolicy. Taka z niej była prawdziwa gospodyni. Ja też się kręciłam po kuchni, sięgając wzrokiem ledwo do stołu, musiałam się niezłe natrudzić żeby z niego coś ściągnąć. I świat był taki wielki, i cały przykryty puchatą bielą. A na zamrożonych szybach naprawdę widać było gwiazdy i inne cuda przez mróz malowane. Tak, widziałam to dokładnie - wycierając koła, rękawem od swetra, na zmarzniętych oknach. Hmm, dziś na tych plastikowych z podwójną szybą trudno szukać tak wspaniałych wizualnych arcydzieł. A wtedy były, i były częścią grudniowej, świątecznej, magicznej rzeczywistości. Zupełnie jak ja, babcia i kot - bo patrzyliśmy razem na te zziębnięte śnieżynki sypiące się z nieba lawiną prosto na nasze podwórko, a rano - skrzyły się one w słońcu jak prawdziwe diamenty. Gdy tak siedzieliśmy babcia opowiadała różne historie.. opowiadała o Mikołaju, który wchodzi kominem. I że jak przyjdzie to każdemu coś przyniesie. A ja pytałam, nawet kotkowi? Tak jemu też - odpowiadała... .
Ten zapach, świerkowego igliwia pozostaje niezmienny. Własnie - zapachy to jest to, co o dziwo pamiętam lepiej niż obrazy. Bo zapachy się czuje, czuje całym sobą, odbiera wszystkimi zmysłami, a nie tylko widzi. No nic, co było to było (choć być może jeszcze wróci tylko pod inną postacią), ale koło ze świerkowych gałązek na wieniec adwentowy musi być równe, ot taka kwadratura koła? Koło wyszło nierówne - jak zwykle, więc przeszła mi przez głowę myśl, żeby w tym roku zrobić to troszkę inaczej. Znalazłam białą podstawkę od plastikowej donicy do kwiatów o średnicy ok. 25 cm, i wyłożyłam ja florystyczną mokrą gąbką. Efekt jak widać może nie robi piorunującego wrażenia, krzywe to takie, zgodnie z kwadraturą koła chyba, a jej jak wiadomo przecież udowodnić się nie da... . Taki już jest ten mój wieńce adwentowy, ale za to pachnie cudownie. Ten zapach jest wstanie wszystko wynagrodzić i wydobyć z pamięci najodleglejsze wspomnienia, więc, nigdy nie żałuję na mój wieniec świerkowych gałązek, i choćby w kwiaciarniach kusiły najpiękniejsze to warto zrobić samemu:)
Przychodzisz do domu, a tam też tak jakoś inaczej,...pachnie cynamonem i te talerze z czekającymi na twoje dekoracje piernikami. Myślisz samo się nie zrobi, zaczynasz lukrować, w radiu Mariah Carey - śpiewa dla Ciebie: All I Want Fot Christmas Is You..zaczynasz wesoło nucić razem z nią i myślisz - tak mogłoby być codziennie... . I to nic, że nawet więcej obowiązków bo sprzątanie, pieczenie, gotowanie i wieniec adwentowy ktoś zrobić musi. Musi, nie musi, oczywiście ja, bardzo chętnie, bo chcę:) Nacięłam sobie gałązek tyle, że ledwie mogę je przytargać, pachną wspaniale, rozkładam się na stole z moimi świątecznymi fizmatentami (tak mawiała moja babcia na drobiazgi, drobiażdżki). Właśnie babcia - to ona piekła najlepsze pierniki, a na kładzionym przez nią na wigilijny stół obrusie nie było ani jednego zagniecenia. To ona pamiętała żeby potraw było dwanaście, nawet jeśli to za dużo, i żeby był ten pusty talerz - dla tego kogoś, kto w taki dzień podziać się gdzie nie ma. Tylko, że u niej takich osób było więcej, i przychodziły nawet dwa - trzy dni przed Wigilią, smakując wszystkiego co tam babcia pichci, bo zapach niósł się nieziemski po całej okolicy. Taka z niej była prawdziwa gospodyni. Ja też się kręciłam po kuchni, sięgając wzrokiem ledwo do stołu, musiałam się niezłe natrudzić żeby z niego coś ściągnąć. I świat był taki wielki, i cały przykryty puchatą bielą. A na zamrożonych szybach naprawdę widać było gwiazdy i inne cuda przez mróz malowane. Tak, widziałam to dokładnie - wycierając koła, rękawem od swetra, na zmarzniętych oknach. Hmm, dziś na tych plastikowych z podwójną szybą trudno szukać tak wspaniałych wizualnych arcydzieł. A wtedy były, i były częścią grudniowej, świątecznej, magicznej rzeczywistości. Zupełnie jak ja, babcia i kot - bo patrzyliśmy razem na te zziębnięte śnieżynki sypiące się z nieba lawiną prosto na nasze podwórko, a rano - skrzyły się one w słońcu jak prawdziwe diamenty. Gdy tak siedzieliśmy babcia opowiadała różne historie.. opowiadała o Mikołaju, który wchodzi kominem. I że jak przyjdzie to każdemu coś przyniesie. A ja pytałam, nawet kotkowi? Tak jemu też - odpowiadała... .
Ten zapach, świerkowego igliwia pozostaje niezmienny. Własnie - zapachy to jest to, co o dziwo pamiętam lepiej niż obrazy. Bo zapachy się czuje, czuje całym sobą, odbiera wszystkimi zmysłami, a nie tylko widzi. No nic, co było to było (choć być może jeszcze wróci tylko pod inną postacią), ale koło ze świerkowych gałązek na wieniec adwentowy musi być równe, ot taka kwadratura koła? Koło wyszło nierówne - jak zwykle, więc przeszła mi przez głowę myśl, żeby w tym roku zrobić to troszkę inaczej. Znalazłam białą podstawkę od plastikowej donicy do kwiatów o średnicy ok. 25 cm, i wyłożyłam ja florystyczną mokrą gąbką. Efekt jak widać może nie robi piorunującego wrażenia, krzywe to takie, zgodnie z kwadraturą koła chyba, a jej jak wiadomo przecież udowodnić się nie da... . Taki już jest ten mój wieńce adwentowy, ale za to pachnie cudownie. Ten zapach jest wstanie wszystko wynagrodzić i wydobyć z pamięci najodleglejsze wspomnienia, więc, nigdy nie żałuję na mój wieniec świerkowych gałązek, i choćby w kwiaciarniach kusiły najpiękniejsze to warto zrobić samemu:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz